sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział V


     Z upływem czasu wszystko co dobre odchodziło w niepamięć. Naturalna kolej rzeczy, na błękitnym niebie zawsze pojawiają się czarne chmury, a niebo nad jego głową nigdy nie miało błękitnego koloru.
-Gdzie są wszyscy- spytał gdy oglądając trzecie przepełnione zdjęciami Weasleyów pomieszczenie zdał sobie sprawę, że ktoś powinien być na miejscu. Podszedł do okna szukając za nim jakiegoś cienia, czegokolwiek co mogłoby zwiastować kłopoty.
-Ginny już niedługo urodzi, cała rodzina jest z nią i Harrym w Londynie- odpowiedziała Hermiona z nutą smutku w głosie. Wiedział, że chciała być z nimi, przeżywać szczęśliwe chwile u boku przyjaciół ale wstąpiła do jego świata i to ją zatrzymało, zawiesiło między niebem, a piekłem. Czy zdawała sobie sprawę, że może już nigdy ich nie zobaczyć bo jak do tej pory nie znalazł realnego zakończenia koszmaru w jakim tkwił.
-Pomóż mi zakładać zaklęcia ochronne. Zabezpiecz dom od wewnątrz, ja zrobię to od zewnątrz. Przygotuj też jakieś opatrunki, Ron lada moment wróci- rzucił i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Na dworze panował nieprzyjemny chłód ale Draco był do niego przyzwyczajony bo na swojej drodze ciągle go napotykał. Z cichym westchnieniem zaczął nakładać zaklęcie. Patrzył jak nikłe światło wypływające z jego różdżki tworzy białą mgiełkę okalającą dom i choć wiedział, że to wciąż za mało ta, teraz już bezbarwna skorupka dawała mu namiastkę wewnętrznego spokoju. Zupełnie jakby to zaklęcie nakładał na swój umysł, swoje serce, na siebie. Ostatni raz spojrzał na swoje dzieło i wrócił do chaty. W salonie nie zastał Hermiony ale słyszał dźwięki dochodzące z pomieszczenia obok.
Usłyszał skrzypnięcie drewnianej podłogi i po chwili zobaczył ją stojącą w progu. Po jej policzkach ściekały łzy. Spojrzał na zegar stojący na kominku i znieruchomiał. Tyle czasu, tyle czasu minęło od kiedy teleportowali się do nory. Nie mógł, nie chciał uwierzyć, że mu się nie udało, a jednak z każdym ruchem wskazówki zegara uświadamiał sobie, że to się stało. Ronald Weasley poległ, oddał za nich życie.
Spojrzała na niego i tyle wystarczyło by zrozumiał, że był winny. Zaufała mu, popełniła największy błąd w swoim życiu. Draco wiedział jakie to uczucie gdy traci się kogoś kogo się kocha, nawet gdy ta osoba nie jest już taka sama jak kiedyś. To właśnie to uczucie straty sprawia, że nie możesz myśleć, nie możesz oddychać, nie możesz żyć.
-Przepraszam- wychrypiał w końcu chociaż wiedział, że to niczego nie zmieni. Było już za późno. Hermiona pokręciła głową po czym osunęła się na ziemię zanosząc się płaczem.  Nie podszedł do niej chociaż początkowo o tym myślał. Potrzebowała łez i samotności bo rany nigdy same się nie zabliźniają.
-Przepraszam- powtórzył po czym zniknął.

Winny. Mówi ci to wszystko co cię otacza. Jesteś winny. Słuchaj tych podszeptów bo to jedyne co ci zostało.

     -Wróciłeś. Czy to już ten czas- dziecięcy głos Scorpiusa przepełniony niewinnością i ślepą wiarą w szczęśliwe zakończenie odbijał się echem od ścian pomieszczenia, które do tej pory było jego złotą klatką. Patrząc na syna Dracon czuł jak coś w nim pęka znowu i znowu bo powrót do niego był powrotem do wspomnień. Zdał sobie sprawę, że rany tak naprawdę nigdy się nie zabliźniają, że jest takie miejsce w sercu, które nigdy nie zostanie wypełnione.
-Pamiętasz co mama powiedziała ci o poświęceniu? Teraz ja poświęcę się dla ciebie tak jak ona- odpowiedział i uśmiechnął się do niego choć pod powiekami czuł zdradzieckie łzy. Nie pozwolił im wypłynąć, nie mógł pozwolić Scorpiusowi ich zobaczyć bo jego serce, tak młode nie powinno mieć żadnych dziur. Wziął syna za rękę i poprowadził go do wyjścia z piwnic dworu, miejsca, z którego i do którego teleportacja była niemożliwa. Gdy znaleźli się na zewnątrz w jednej sekundzie deportował ich do nory. Tak jak się spodziewał Hermiony nie było w salonie ale słyszał jej płacz, słyszał go wyraźnie bo ten płacz był ostatnim wspomnieniem Ronalda Weasleya.
-Dzisiaj będziesz siedział tutaj i nigdzie nie wychodź dobrze- spytał, a gdy chłopiec pokiwał głową objął go i mocno przytulił. Wiele go to kosztowało ale cena za bycie blisko od zawsze była wysoka- Jeżeli nie wrócę za godzinę pójdź na górę i powiedz o tym pani, która tam jest. Pamiętasz jak było ci smutno kiedy straciliśmy mamusię? Ta pani też kogoś straciła więc postaraj się ją zrozumieć- chciał powiedzieć więcej, powiedzieć, że go kocha i jest całym jego życiem, że to on daje mu siłę i odwagę. Nie mógł, te wszystkie niewypowiedziane słowa grały na jego ustach aż do szaleństwa ale nie mógł.

     Wrzeszcząca chata była zrujnowana i choć większość osób nie dostrzegłaby różnicy między tym jak prezentuje się zawsze on dobrze ją widział. Każdy szczegół tego miejsca był wyryty w jego pamięci bo próby pozbycia się ich tworzyły tylko żywy, dręczący go obraz. Wszedł do środka trzymając różdżkę w pogotowiu.
Podłoga zasypana była szkłem i gruzem, który pochodził ze ścian, w których widniały duże, ziejące pustką dziury. W powietrzu wciąż unosił się kurz i coś jeszcze, coś co znał od dawna. Zapach śmierci. To była krwawa walka. Nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Ciała leżące w różnych pomieszczeniach tylko potwierdzały jego przypuszczenia. Tyle śmierci. Czy jego życie, które tak naprawdę było już tylko ponurą egzystencją było warte tylu ofiar? Niejednokrotnie słyszał, że do sukcesu dąży się po trupach ale ciągłe kopanie za sobą dołów na zwłoki nie miało z sukcesem niczego wspólnego. Teraz to wiedział, za późno. Zostało mu już ostatnie pomieszczenie, ostatnia szansa na znalezienie Rona. Pchnął drzwi, które otworzyły się skrzypiąc przeraźliwie. Setki myśli, setki myśli napłynęły do jego głowy w momencie gdy zobaczył ciało leżące w kałuży krwi. Choć wszystko w nim było chaosem jedna myśl przebiła się przez wszystkie. Astoria. Astoria została zamordowana dawno temu, jego umysł dobrze to wiedział ale serce nie było przygotowane na otrzymanie kolejnego, tak mocnego ciosu. Zwłoki, które znalazł w pokoju należały do kobiety łudząco podobnej do jego żony, tak podobnej, a tak obcej. To właśnie ta myśl sprawiła, że otrzeźwiał i zobaczył coś co powinien był zobaczyć na samym początku. Na ścianie znajdującej się tuż przed nim widniał napis, którego krwisty kolor nie pozostawiał wątpliwości co do tożsamości tego kto go zrobił. 
Wygląda znajomo?
Przez dłuższą chwilę Draco wpatrywał się w szkarłatne litery. Próbował zapanować nad paraliżującą mieszanką smutku, złości i strachu, próbował zrobić to co zwykle, próbował myśleć. Tylko w ten sposób mógł powrócić do życia ze stanu zawieszenia w jakim znalazł się po raz kolejny. Powtarzał swoją mantrę raz, drugi, trzeci, setny. Astoria, ślub, Scorpius. Zatracił się w niej. Nie czuł już wdzierającego się przez okna zagrożenia, nie czuł tego jak ktoś obcy wkrada się do jego umysłu, nie czuł niczego dopóki nie zobaczył Rona. Siedział skulony pod ścianą, a z jego boku sączyła się krew. Rozglądał się przygotowany na pojawienie się kogoś lub czegoś. Był ranny, przestraszony, osamotniony ale żył. Tyle, że nie znajdował się we wrzeszczącej chacie. To było inne miejsce, chłodne, puste, odległe i tylko tyle zdążył zobaczyć.
***
-Poświęcił się dla mnie i twojego taty.
-Więc czemu pani płacze?
-Przegrał, już nie wróci.
-Mamusia powiedziała mi, że poświęcenie to zwycięstwo bo wymaga oddania siebie za kogoś kogo kocha się najbardziej na świecie.
-Twoja mama musiała być bardzo mądrą kobietą Scorpiusie. Powiedziała ci coś jeszcze?
-Już więcej jej nie zobaczyłem, odeszła. Tatuś mówił, że poświęciła się dla mnie i dla niego. Wygrała.

Dwa Draco, dwa. Wyliczanka dalej trwa. Niedotrzymywanie obietnic to też grzech, drugi z grzechów głównych.

[Po pierwsze chcę przeprosić za to, że tak długo nie dodałam nowego rozdziału ale na tych wakacjach bardzo dużo wyjeżdżałam i praktycznie nie miałam dostępu do komputera. Po drugie mam nadzieję, że ten rozdział nie wyda wam się bełkotem i, że domyślicie się o co chodzi. Po trzecie gwoli wyjaśnienia Last Memory piszę sama. Iris zajmuje się pisaniem Po prostu mnie kochaj.  Po czwarte nie wiem czy jeszcze czytacie moje opowiadanie ale jeżeli czytacie to dziękuję wam za to z całego serca, które wkładam w prowadzenie tego bloga. ]

2 komentarze:

  1. Ashsjzuvdvsjdbsyjshvsaubasujzbdyzj! *.*
    Nareszcie. Taki piękny rozdział.
    Przypomniałam sobie od razu wszystko.
    Nie no, nie wiem, co napisać.
    Świetny rozdział.
    Pozdrawiam, emersonn

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie <3
    Notka długaśna jak na Ciebie - duży plus za to ;>
    Wyłapałam brak kilku przecinków i parę błędów stylistycznych , ale coś za coś.
    Notka cudowna. Cieszę się, że powoli akcja idzie dalej, że Scorpius wreszcie wyszedł ze swojego "więzienia" i poznał Hermionę. Cieszę się także, że Ron mimo wszytsko przeżył. Jest światełko, ale i tak Twoje notki spowija mrok - uwielbiam to.
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie szybciej :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie,
    DiaMent.

    dramionovelove.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Harry Potter Magical Wand